Obecnie wartością nieocenioną jest poczucie bezpieczeństwa. Współczesne dylematy dotyczą naszej teraźniejszości i przede wszystkim przyszłości. Naszej i kolejnych generacji. Te problemy są związane przede wszystkim ze zmianami klimatycznymi, które towarzyszą nam od kilkudziesięciu dekad wraz z postępującym rozwojem gospodarczym, nowymi technologiami, nadmiernym konsumpcjonizmem. Zachwyt nowymi możliwościami wpłynął na szybki rozwój przemysłu, produkowano coraz szybciej, coraz więcej, coraz taniej. W każdym domu miała być lodówka, kuchnia gazowa, pralka mechaniczna, telewizor. Każdy chciał posiadać samochód, a najlepiej dwa. W Polsce po II wojnie światowej XX w. sytuacja nie wyglądała tak kolorowo jak na amerykańskich filmach. Ale większość Polaków starała się mając już swoje wymarzone M-3 czy M-4 wstawić tam wszystkie niezbędne sprzęty AGD. XXI wiek to kolejne genialne wynalazki – smartfony, tablety, laptopy. I kupujemy. Zachęceni nie tylko atrakcyjną ceną, ale dogodnym systemem ratalnym.

Często chcąc naprawić jakiś sprzęt słyszymy od fachowca – tego nie opłaca się naprawić, trzeba kupić nowe.

To też wpływa na nasze podejście do przedmiotów. Nasi dziadkowie, rodzice posiadali i użytkowali sprzęty z trudem zdobyte przez dwadzieścia, trzydzieści lat. Teraz tak się nie dzieje. Reklamy w stylu „kup u nas nowy sprzęt, zabierzemy stary” ściągają z nas trud pozbycia się zepsutego, czy nieatrakcyjnego sprzętu.

Dziś, w obliczu zmian klimatycznych, musimy podejmować działania, które zmniejszą nasz wpływ na otoczenie. Należałoby się zastanowić, co MY sami możemy zrobić na tym naszym „podwórku”.

Edukacja jest w tym projekcie bardzo ważna. Przede wszystkim sprawdźmy jak inni radzą sobie z tym problemem, a potem adaptujmy to do swoich możliwości, warunków. To będzie pierwszy krok, może najtrudniejszy, ale warto go zrobić.

Jeszcze wiele musimy się nauczyć…

Edukować należałoby od najmłodszych lat – już na poziomie przedszkola. Należy uczyć, że można coś naprawić, uratować, a nie wyrzucać na śmietnik. Trudne zadanie. Ale pamiętajmy, że to dobrze zasiane ziarno kiełkuje.

Lubimy włączać się we wspólne działania – jak na przykład Sprzątanie świata, organizowane przez mniejsze lub większe społeczności. Możemy zresztą sami dawać przykład nie tylko segregując śmieci, ale też sprzątając swoje otoczenie zewnętrzne. Można do tego „wciągnąć” sąsiadów. Jest to możliwe, znam to z własnych doświadczeń. Razem z sąsiadkami posprzątałyśmy otoczenie legendarnej ławeczki w parku, gdzie spacerujemy z psami. Warto było!

miec_czy_byc_czudak_10102024_2-QTUVAwis

Minimalizm

Minimalizm to posiadanie rzeczy, które naprawdę mają dla nas znaczenie, wartość. Ile potrzebujemy rzeczy do życia, takiego codziennego?

Minimalizm początkowo dotyczył sztuki, nurtu rozwijającego się w latach 60. XX wieku. Ideę minimalizmu podchwyciło wielu projektantów, a później marek odzieżowych i nie tylko. Okazało się, że uproszczenie  znajduje odbiorców. Cenią oni jakość, wzornictwo, transparentną informację, gdzie produkt został wyprodukowany.

Wspominając historię mody XX wieku podobna historia spotkała małą czarną Coco Chanel. Genialne wyczucie czasu i miejsca pozwoliło Coco wypromować prostą sukienkę, która spodobała się nowym klientkom, wyrażała ich styl życia i świetnie sprawdzała się przy każdej okazji. Wspomnę, że kolor czarny nie był wtedy tak popularny jak obecnie. Był kojarzony z okresem żałoby, szczególnie, że królowa Wielkiej Brytanii, Wiktoria po śmierci męża przywdziała czarne suknie. Coco Chanel miała jeszcze kilka udanych „strzałów”, celowała w sam środek tarczy, metaforycznie nawiązującej do tarczy kobiecych potrzeb. Jej projekty cechowała prostota, funkcjonalność. Przetrwały mimo upływu czasu – słynny żakiet, a raczej pudełkowe wdzianko z charakterystycznej tkaniny specjalnie miękko tkanej, każdy detal przemyślany, ręcznie tkana taśma wykończająca brzegi, brak kołnierza, ozdobne guziki.

Podobnie było z trenczem Burberry – Thomas Burberry, zainspirowany płaszczami wojskowymi, opracował model z odpornej tkaniny. Płaszcz był gwiazdą w wielu produkcjach filmowych, nosili go znani aktorzy i aktorki. Trencz, jak mała czarna, przez dekady trzymają się doskonale. Ulegają wielu metamorfozom, liftingom, ale nadal są obecne są w wielu kobiecych garderobach.

Dlaczego o tym wspominam? Bo to jest doskonałym dowodem na to, że dobrze zaprojektowane rzeczy, perfekcyjnie wykonane z miłością i pasją, doskonale sprawdzają się mimo upływu czasu. Wystarczy dbać, odświeżać, a pożytek z nich będą miały kolejne pokolenia.

Możemy zacząć od siebie

Brzmi to może trochę pompatycznie. Ale warto spróbować. Tym bardziej, że to nic nie kosztuje. Może trochę własnej energii, oderwania się od laptopa, czy smartfona.

Znajoma jest typową zakupoholiczką – przypomnę – zakupoholizm, inaczej nazywany shopoholizmem lub kupnoholizmem, to uzależnienie od nadmiernego i kompulsywnego dokonywania nieplanowanych i niepotrzebnych zakupów, co stanowi sposób na rozładowanie napięcia, redukcję stresu i poprawę samopoczucia. Nadmierne zakupy poskutkowały brakiem miejsca w szafach i koniecznością dokonania wyborów, co zostawić, a z czym się rozstać. I może nie posłuchała moich rad, ale zrobiła porządki, może z łezką w oku rozstała się z rzeczami, których nie będzie używać. Udostępniła te rzeczy swoim koleżankom z pracy, a resztę przekaże do domów opieki, które stale organizują zbiórki i czekają na wsparcie.

Penetrując temat szczegółowiej wracamy do tytułowego pytania.

BYĆ czy MIEĆ

Należy w końcu podjąć bardziej radykalne działania. Przynajmniej ze swojej strony. Całego świata nie uratujemy, ale jeśli ocalimy nawet ten nasz mały kawałek, na którym żyjemy, to będzie nasz mały sukces. Możemy ograniczyć konsumpcjonizm dokonując przemyślanych zakupów, szczególnie tych żywnościowych, bo jej marnuje się najwięcej. Podobnie jest z ubraniami, tekstyliami typu ręczniki, pościel, które jeśli rzeczywiście nam się już nie przydadzą, możemy oddać do różnych placówek, które takiego wsparcia oczekują.

Kolejny problem, który dotknął Europejczyków to zakupy na popularnych platformach azjatyckich. Konsumenci ulegają magii ceny, tanio i łatwo kupić. Oferty i zdjęcia kuszą. Może nie otrzymamy idealnego produktu, ale to nasz problem. Wspierając tego typu zakupy należy pamiętać o kilku rzeczach – te produkty najczęściej nie mają atestów egzekwowanych od rodzimych producentów.

Idąc dalej.

Nie wnikając w religijną sferę może należy zrobić tzw. rachunek sumienia. Oczyścić głowę i oczyścić swoje najbliższe otoczenie, mieszkanie, dom. Gwarantowany wzrost dobrego samopoczucia. Podnosi się poziom endorfin – hormonów odpowiedzialnych za poczucie szczęścia. Wiele osób ma taką ”przypadłość”, że nie umie pracować w środowisku domowym, kiedy jest nieposprzątane.

Wracając do pytania – Czy lepiej wyrzucać rzeczy, których nie chcemy już nosić i kupować nowe, czy lepiej „ratować” te, które mamy? Czy te nowe będą lepsze? Może zanim pójdziemy do sklepu, warto zobaczyć, co mamy w szafie i może lepiej odświeżyć rzeczy, które posiadamy. Oczywiście porządki zajmują czas, ale jest to czas spędzony pożytecznie.

A przede wszystkim zastanowić się, ile rzeczy jest nam potrzebnych. Podobno przeciętny Europejczyk potrzebuje do życia około 10 tysięcy rzeczy, nie chodzi tylko o ubrania, czy akcesoria.

Próbowałam policzyć, ile mam rzeczy, poza meblami i kwiatami doniczkowymi. Ubrań do noszenia niewiele, kilka białych koszul, które uwielbiam, pięć – sześć par spodni, podstawowa bielizna. Buty, wygodne i funkcjonalne, dobrej jakości od sprawdzonych marek.

Porządkując swoje otoczenie przeczytałam kilka blogów o minimalizmie, gdzie autorzy pokazują, jak niewiele rzeczy potrzebujemy. Może nam się wydaje, że potrzebujemy, ale w efekcie użytkujemy niewiele. Spójrzmy na siebie trochę krytycznie. Co najczęściej nosimy poza pracą: T-shirt, ewentualnie wygodną koszulę, dżinsy, sportową kurtkę i buty. Czy zakup po okazjonalnej cenie pięciopaku czarnych, czy białych T-shirtów, które niestety najszybciej się zużywają, poprawi nam nastrój?

miec_czy_byc_czudak_10102024_3-pCUVAwis

Robiąc porządki, sięgnęłam po doświadczenia innych. Przeczytałam, że warto zastosować formułę 3P – pożyteczne, piękne, pamiątkowe. Rzeczy, z którymi jesteśmy związani emocjonalnie, mają dla nas wartość. Nasze garderoby, jak nasze lodówki, mają ograniczoną pojemność. Różnica jest w tym, że do lodówki częściej zaglądamy, a do garderoby wówczas, gdy musimy zrobić porządek.

Obserwując światowe trendy w kształtowaniu swojego wizerunku, widoczny jest odwrót od namawiania do kupowania coraz to nowszych rzeczy. Coraz częściej styliści na swoich portalach, blogach, czy w indywidualnych poradach pokazują, jak można z rzeczy posiadanych w garderobie „zorganizować” nową stylizację. Może te rzeczy nam się opatrzyły. Ale nie naszemu otoczeniu.

Zaskoczyło mnie, że coraz częściej w mediach poruszany jest temat drugiego obiegu rzeczy i nie chodzi tylko o rzeczy używane. Można wymieniać czy udostępniać rzeczy nowe, które nam się nie przydadzą.

Może warto po porządkach zastanowić się, co możemy naprawić, co odświeżyć – jak nie wiemy, jak to zrobić, sięgnijmy do internetu, tam znajdziemy wszelkie podpowiedzi.

Podsumowując

Warto zrobić rachunek sumienia, zastanowić się, co kupujemy i czy rzeczywiście jest to nam potrzebne. Co możemy naprawić, a może nawet nie trzeba tego naprawiać, a tylko dana rzecz nam się opatrzyła. Jeśli tak – to zaproponujmy wymianę, może komuś się przyda. Wymaga to zaangażowania czasu i własnej inwencji. Ale może warto. Pamiętajmy, że w ten sposób ratujemy naszą planetę, Ziemię. Możemy ją ocalić dla kilku następnych pokoleń.

Autor: Małgorzata Czudak, profesor ASP w Łodzi, projektantka ubioru